Tuesday, May 21, 2013

Splendor tkaniny 09.03 - 19.05. 2013 Refleksje, Zachęta



Miejsce ciekawe, dobrze znane warszawiakom, zaopatrzone w bibliotekę i księgarnię, a mowa o Zachęcie, Narodowej Galerii Sztuki. Dzieją się tu rzeczy piękne i przemyślane, jak Splendor tkaniny przy projekcie performatywnym "Matka Ziemia Siostra Księżyc" pod kuratorium Michała Jachuły. Można było zobaczyć także wystawę fotografii Anety Grzeszykowskiej i jej manipulacje medium filmowym. Akurat ta ostatnia część nie przypadła mi do gustu - temat stary jak świat i zero pomysłu na nagość, którą tak polubiła autorka wystawy. Pomijając więc ten nieszczególny wątek, byłam zachwycona pomysłem wystawienia tkanin polskich i kilku zagranicznych artystów z lat 40 oraz XX wieku i przywrócenia im należytego miejsca w sztukach wizualnych, ba, zwrócenia w ogóle uwagi na ten aspekt twórczości i różnorodność przekazu. Wystawa obejmowała tematy społeczne, historyczne, propagandowe, ideowe, także religijne i patriotyczne. Tkanina miała tu zdecydowanie dekoracyjny wydźwięk, mimo pomysłów użytkowych i pięknie prezentowała wątki sztuki współczesnej stając się medium między jej różnymi technikami i wizualizacjami. Tkanina stała się sztuką, która nie powiela technik ani kompilacji malarstwa czy fotografii, może za to dzielić się pomysłem na własne przedstawienie w bardzo nowatorski i jednocześnie bezpośredni sposób. To zachwyca najbardziej: prostota i elegancja połączona z inteligencją artysty, tak, miałam wrażenie, że obcuję ze sztuką inteligentną, niebanalną, przemawiającą i wyginająca się w kształt mojego własnego oczekiwania czy przedstawienia. 



To rzadkie zjawisko we współczesnym splendorze nachalnej nagości i seksu skąpanego z tanią ideą wolności i granic ludzkiej transgresji ciała i tożsamości. Nagie modelki i modele chodzący tu i tam i łamiący się w pół, by ogłupić widza marną treścią, której nie ma. Jak dobrze, że tylko współistniejące przy wystawie filmy i zdjęcia miały ten "bezmózgi" charakter. I nie mam tu na myśli bynajmniej projektu Joanny Malinowskiej i Christiana Tomaszewskiego "Matka Ziemia Siostra Księżyc", to zupełnie inna półka ze sztuką, dość oczywistą ale pomysłową w odbiorze. Odwołuje się ona do literatury i filmu o tematyce kosmologicznej, a dokładnie podróży po Wszechświecie i radzieckich programów kosmicznych. Wprowadza w świat współczesnego futuryzmu używając konstrukcyjnych środków przekazu. Co ciekawe,  w tym magicznym splendorze dominowały tkaniny artystek, niebanalne, staranne prace, zarówno starsze, jak i te całkiem nowe, awangardowe i symboliczne. Panowie, choć próbowali dorównać pomysłowości pań, niewiele światła wnieśli do sal wystawy, choć z naprawdę zasługującymi na laury wyjątkami. I tak, najbardziej zwróciły moją uwagę prace masywne, zdobieniowe i konstruktywiczne. 
Pierwszą z nich była niewątpliwie wełniana kompozycja "Nie pełnia" Włodzimierza Cygana. Kompozycja prosta, ale szlachetnie estetyczna i niebanalna.



Druga z wybornych prac i jednocześnie bezpretensjonalna, przestrzenna i "przytulna" to "Falowiec" Julity Wójcik. Blok mieszkalny, falujące monstrum, w którym żyje współczesny świat. 



Trzecia praca zasługująca na upamiętnienie to "Schlewiger Blau" Olgi Wolniak. Artystka wyczarowała na błękitno-turkusowym tle białe fragmenty przyrody i innych wyobrażeń. Wystarczy spojrzeć głębiej do drugiego dna, żeby odkryć wszystkie tajemnice. Nie jest ich wiele, ale najważniejsze, że stają się jasne i kompletne przy uważnym skanowaniu tkaniny. 



Projekt Marzeny Nowak, który nie posiada tytułu jest czwartą pracą, koło której nie można było przejść obojętnie. Nic dziwnego, była to jedna z najdłuższych chyba prac w galerii. Produkcją dywanu zajęła się Fabryka Dywanów "Angela" w Białymstoku, dając tym samym podpowiedź wszystkim strudzonym w zakupach, nowym posiadaczom większych mieszkań i domów, którzy szukali niebanalnego, ale też nie krzykliwego materiału, który położony na podłodze ożywiłby każdy mebel i narzędzie znajdujące się w pobliżu. Gdybym miała większe mieszkanie, podobny dywan zagościłby na mojej podłodze. Coś w nim jest, ale nie wiem do końca, co to takiego. To trochę jak z miłością po latach - coś w niej jest, ale w jednym słowie nie sposób o niej opowiedzieć. 



Ostatnią inspiracją wystawy był znów dywan, tym razem w wykonaniu artystki Jadwigi Siwickiej jako "Ból nie minie". Kompozycja prosta, może nawet wywołująca uśmiech na twarzy, ale nie taka banalna, jak na pierwszy rzut oka wygląda. Trochę w niej zwykłego ludzkiego spostrzeżenia i trochę propagandy. Ten dywan jest tak naprawdę kontynuacją wcześniejszego, tego samego autorstwa i z napisem: wolność upadku. Z tej perspektywy jest to ukoronowanie nastrojów narodowych lat 80-90 albo jeszcze wcześniejszych. Artystka pokazuje historyczne i emocjonalne odbicie swoich spostrzeżeń na temat... No cóż, na temat rzeczywistości doświadczalnej. Tutaj w zasadzie każdy znajdzie coś dla swojego doświadczenia. No bo właściwie, trochę tak jest, iż czasami wydaje się nam, że 



Na szczęście jednak to z reguły się nie sprawdza. Dywan jest podzielony symbolem szlaczka albo przedstawieniem pioruna na dwie części: na pierwszym planie mamy napis, a na drugim napisu nie ma - jak w życiu, gdzie wszystko ma swój początek i koniec, a jeśli czasem zbyt często ta pierwsza część pojawia się w codziennym doświadczaniu, cóż, zapraszam na mojego bloga, tutaj druga część bierze górę nad resztą.

Zapraszam do Zachęty na podobne wystawy, oby takich więcej. Byłam mile rozczarowana współczesnym okiem sztuki, które zwykle patrzy schematami albo nagością. Dobrze jest oderwać się od krzyku młodych artystów, szukających wiecznie swojej tożsamości i wolności obcując ze sztuką dojrzałą i bogatą zarówno w schematy jak i wychodzącą poza granice czasu, miejsca i ... przestrzeni. Współczesny artyzm splendoru tkanin jest sztuką przez duże S, a Zachęta zyskała dzięki niej duże Z. Oby tak dalej. Trzymam kciuki za kolejne pomysły galerii i ich sukcesywną realizację. 

Autor: Małgorzata Rećko.