Friday, June 21, 2013

Ucieczka z wielkiego miasta. Kazimierz Dolny. Podróż chwili

"Niech Cię nie niepokoją
Cierpienia Twe i błędy.
Wszędy są drogi proste,
Lecz i manowce wszędy.

O to chodzi jedynie,
By naprzód wciąż iść śmiało,
Bo zawsze się dochodzi,
Gdzie indziej, niż się chciało.

..."
Leopold Staff


        Perła Lubelszczyzny, miasteczko, miastunio, zakątek i oddech głęboki, gdy można nareszcie zatrzymać się w czasie, spacerkiem przemierzyć całość, przycupnąć na ławeczce, spojrzeć na drzewa, lasy, Wisłę, spichlerze, kamieniczki, Zamek, Starówkę czy po prostu przyrodę. Tutaj historia staje przed człowiekiem i obok, i rozmawiają, i pamiętają Kazimierza Wielkiego, czasy renesansu, Augusta II-go, wspominają uśmiechy sióstr norbertynek, odgłosy kroków sióstr felicjanek, betanek i wreszcie braci franciszkanów. To tutaj w okolicy Baszty krąży legenda o miłości Króla Kazimierza do urokliwej Żydówki Estery. 


    Długo patrzyłam na konstrukcję Baszty, którą to Król wybudował dla damy serca - ponoć - w połowie XIV wieku. Właściwie zaraz po przyjeździe, pozostawiając auto w otulinach drzew i kwiatów, ciepłym czerwcowym wieczorem, 2013r., z odrobiną indiańskich ceremonii, przepędzających duchy porzuconego miasta Warszawy, nareszcie mogłam zrobić głęboki wdech i z uśmiechem wypuścić czyste, nieskażone warszawskim pędem powietrze, pozbawiające mnie wszelkich trosk i zmartwień. Zabrałam jeszcze kogoś na tę krótką wyprawę. Taki mały rytuał wrażliwych dusz, które chciały odpocząć od zgiełku miasta, spraw wszelakich, dzwoniących telefonów,  śpieszących gdzieś ludzi, problemów może, zamartwiania albo ogólnego przemęczenia. Tak. To był dobry pomysł w idealnym momencie godzin szczytu - duchowych. Może droga do celu nie była usłana sprzyjającą liczbą samochodów na drodze ale wreszcie, po dotarciu na miejsce wydarzył się cud: spokój!


    Na ryneczku przywitała nas studnia o historii kilkusetletniej, będąc ponoć ulicznym zdrojem w czasach młodziutkiego XX wieku. Jan Koszyc-Witkiewicz zaprojektował jej drewnianą konstrukcję i urokliwe zadaszenie z pazdurem. Byliśmy zadziwieni spokojem i serdecznością mieszkańców, pijąc napoje bogów, ciepłe i słodkie, a wcześniej jeszcze kosztując tutejszej kuchni w restauracji Dwa Księżyce. Pora była naprawdę późna, ale udało nam się zamówić przepyszne zupy, dania wegetariańskie i mięsne, podane ze smakiem i znakomitą elegancją, ale nadzwyczaj przyjazną i ciepłą... domową.
   Komary o tej porze wiosny, jakże ciepłej i otulającej nie były mile widzianymi gośćmi, ale towarzyszyły nam wybornie przez całą niemal podróż po zakątkach Kazimierza Dolnego. Nie zdołały jednak odstraszyć od pięknych uliczek, których klimat można jedynie porównać do specyficznej ulicy Mariackiej w Gdańsku, ale i to nie oddaje ich uroku i niewymuszonego wdzięku. W końcu zrozumiałam, co mieli na myśli moi przyjaciele, gdy opowiadali z zacięciem i odrobiną nostalgii o wspaniałościach artystycznych i historycznych tego malutkiego miejsca na mapie Polski. Niewątpliwym elementem Kazimierza jest przecież duch artystów, ich nieustanne tworzenie i dzielenie się owocami swoich dzieł w licznych galeriach, kościółkach, sklepikach i na ulicach po prostu z odwiedzającymi "sztukodbiorcami" i turystami. I mimo tych wycieczek kolorowych, pogaduszek na chodnikach ulic nie było mowy o zakłócaniu przedziwnej "spokojności" natury tego miejsca. 


    Jednym z przystanków podróży była szczególna Góra Trzech Krzyży. Znajdują się tu krzyże z 1708 roku, które upamiętniają ofiary zarazy morowej. nawiedzała ona to miejsce dość często i pozostawiła po sobie wiele, zbyt wiele dusz. Dziś już tu nie przychodzi, za to piękna roślinność, krótkie ale barwne wzniesienia dla spacerowiczów i widok na niemal cały Kazimierz pozwala odetchnąć tu i zapomnieć o wszystkim. Może nie o komarach, ale to jedyne utrapienie o tak ciepłej porze roku. 


    Potem już tylko wyśmienita strawa i uczta dla podniebienia w Kotle Smaków przy dźwiękach jazzowej muzyki, obok ścieżki z widokiem na Wisłę. To doskonały przystanek dla pragnących odpoczynku, ale i intelektualnych rozmów podróżników i interesantów. Droga do Warszawy była wyśmienita, ale komu by się tam chciało wracać, bo w przeciwną stronę niemal widać przeźroczyste ręce miasteczka, które łapią za ramiona i przypominają, że powrót tutaj to jak Itaka dla Odysa. 



Autor: Małgorzata Rećko


     

1 comment:

  1. Tylko nie popadnij przez te krzyże w rozważania o męczeńskiej śmierci..

    pamietaj, że filozoficzne zmartwychwstanie jest o krok ! :)

    ReplyDelete